środa, 25 lipca 2012

Powrót.

Tak, czas się w końcu odezwać. Jak pisałam w miarę regularnie, tak w pewnym momencie coś się posypało i ciężko mi było do tej regularności powrócić. Z drugiej strony nie wiem czy ktoś tu w ogóle zagląda, więc może nic takiego się nie stało? W każdym razie jestem, żyję, póki co dalej studiuję i postaram się chociaż co jakiś czas coś tutaj nabazgrać. Może akurat kogoś to zainteresuje ;)
Zajęcia w drugim semestrze dobiegły końca, sesja również i w ciągu ostatnich czterech tygodni skupiona byłam na praktykach zawodowych. Spędziłam 5 dni na Oddziale Położniczym, 11 na Patologii Ciąży i 4 na Sali Porodowej. Trochę żałuję, że nie omawiałam ich tutaj na bieżąco, bo teraz nie jestem w stanie odzwierciedlić tego co tak dokładniej się tam działo. A działo się sporo. Ogółem jestem z tych praktyk zadowolona. Położne na dosyć dużo mi pozwalały i miałam okazję sprawdzić swoje umiejętności w czynnościach, których nigdy wcześniej nie robiłam. M.in. w kilka dni stałam się specem od robienia lewatywy :D Po raz pierwszy mogłam też odciąć pępowinę, chociaż nie ukrywam, że miałam problemy z zapięciem klamerki i później ambitnie trenowałam jej zapinanie na kawałku papieru albo już odciętej razem z łożyskiem części pępowiny. W końcu trening czyni mistrza ;p Poza tym wprawiłam się w wykonywaniu iniekcji domięśniowych i muszę przyznać, że jednak chyba podczas wyboru miejsca wkłucia wolę korzystać z metody kwadrantów (tak jak to robią inne położne) niż von Hochstettera czy Sachtlebena. Niestety na uczelni nie pozwalają nam z tej pierwszej metody korzystać, bo podobno nie jest zbyt precyzyjna i łatwiej o jakieś powikłania, więc pozostaje mi tylko podszkolić się w dwóch pozostałych. Swoją drogą to czego uczą nas na studiach w wielu kwestiach mija się ze szpitalną rzeczywistością i pewnie jakby nasze nauczycielki zobaczyły jak ja czasem na tych praktykach postępowałam (a było to zgodne z funkcjonowaniem danego oddziału), to by mnie zjechały po całej linii i krótko mówiąc miałabym u nich przechlapane. No ale jak to się mówi "co kraj to obyczaj" i tak też każdy szpital czy też nawet oddział rządzi się swoimi prawami, a nam biednym studentom nie pozostaje nic innego jak tylko umieć dostosować się danego miejsca i sytuacji. Tym co mnie podczas całych tych praktyk najbardziej zaskoczyło był chyba fakt, że na koniec oddziałowa przed podpisaniem mi dzienniczka postanowiła sprawdzić moją wiedzę teoretyczną i pytała mnie nie z tego czego się w tym szpitalu w praktyce nauczyłam, ale z tego co miałam kiedyś tam na wykładach czy też ćwiczeniach albo w ogóle tego nie miałam. A pragnę zaznaczyć, że nie robiłam tych praktyk w szpitalu uniwersyteckim czy akademickim. Niby dobrze, bo nie dostałam tego zaliczenia za nic, ale z drugiej strony mogła mnie chociaż ostrzec i powiedzieć z czego powinnam się przygotować, na pewno ciut lepiej bym się wtedy wykazała. No ale ważne, że chociaż na część pytań umiałam odpowiedzieć i mam już te praktyki z głowy. Teraz trochę odpoczynku, a od połowy sierpnia intensywna nauka, ponieważ niestety sesja poprawkowa mnie nie ominie i nie mogę jeszcze powiedzieć, że ten drugi semestr się dla mnie zakończył. On wciąż trwa.
Jakby ktoś miał do mnie jakieś pytania odnośnie studiów, to śmiało proszę pisać. Jeśli tylko będę potrafiła, to chętnie odpowiem :)