niedziela, 25 marca 2012

Szpitalu, powracamy!

No i kolejne zajęcia praktyczne rozpoczęte :) W czwartek czekały na mnie wielkie brzuszki, czyli Patologia Ciąży. Fajnie. Może to niezbyt dobrze zabrzmi, bo jednak lepiej żeby ciężarne nie musiały tam leżeć, ale lubię ten oddział ;) Miałyśmy nawet okazję poznać panią spodziewającą się trojaczków! :) Poza tym oczywiście czekał nas stały rytuał, czyli wysłuchiwanie tętna płodów, obchód i KTG.
Stała się też w minionym tygodniu rzecz niebywała... Zaliczyłam kolokwium z fizjologii (układ pokarmowy)!!! Po raz pierwszy w pierwszym terminie i to jeszcze za wiele się do niego nie przygotowując, bo środę po południu, na wykładzie dowiedziałam się, że na następny dzień ma się ono odbyć i siłą rzeczy nie bardzo miałam kiedy się do niego przyłożyć :P Rozpiera mnie z tego powodu taka duma, że po prostu nie mogę wyjść z podziwu dla samej siebie i zmotywowało mnie to do nauki co najmniej na cały następny tydzień. Tym też sposobem od kiedy tylko rozpoczął się weekend ja siedzę nad książkami :D Obecnie moim number one są techniki i jutrzejsze zaliczenie z nich, jutro będę wkuwać anatomię, a później zabiorę się za fizjo, bo bardzo prawdopodobne, że będzie z niej wejściówka. Mam nadzieję, że mój zapał będzie trwał i trwał, i trwał... jak najdłużej. Kurde, ile to radości może człowiekowi sprawić jedno głupie zaliczenie ;)

poniedziałek, 19 marca 2012

Lajcik.

Zaczął się chyba najbardziej lajtowy tydzień jaki dotąd na tych studiach przeżyłam (nie licząc świąt oczywiście), a to za sprawą licznych godzin rektorskich jakimi zostaliśmy obdarowani. I wiecie co? Pierwszy raz od dawna mam czas na nudę. Aż dziwnie się czuję siedząc i najzwyczajniej w świecie obijając się ;D Co prawda krążą jakieś pogłoski, że w czwartek ma się odbyć kolokwium z fizjologii, ale my oficjalnie przez wykładowcę nie zostaliśmy o tym poinformowani, więc i motywacji by wziąć się za naukę nie mam. Chyba coś ostatnio wspominałam, że w zeszłym tygodniu miało być koło, ale ostatecznie jednak się ono nie odbyło, bo niby mamy mieć połączone z pokarmówki i metabolizmu, o czym poinformowały nas inne grupy. Jak zwykle w tej katedrze jeden wielki chaos i nie wiadomo na co mamy się przygotować.
Poza tym w ciągu ostatniego tygodnia gościłyśmy 2 razy w szpitalu w ramach zajęć praktycznych z promocji zdrowia. Jakieś nowe doświadczenie na pewno, aczkolwiek zajęcia same w sobie niezbyt sensowne, bo poza przeprowadzaniem ankiet z pacjentami nic nie robiłyśmy. Miałyśmy też w czwartek wyjściówkę z POPu, udało mi się ją zaliczyć i teraz bez problemu mogę w ten czwartek rozpocząć zajęcia praktyczne z tegoż właśnie przedmiotu w szpitalu :) Stęskniłam się już trochę za tymi wielkimi brzuszkami i maleńkimi noworodkami, więc nie mogę się tego doczekać. Szkoda tylko, że wciąż nie wiadomo jaki będzie podział grup na poszczególne oddziały. Wolałabym się psychicznie nastawić na to gdzie trafię :P Dobrze, że przynajmniej wiem do jakiego szpitala :D
Przepada nam jutro kolokwium z anatomii, także mam trochę więcej czasu by się do niego przygotować i uwaga! - już od wczoraj robię sobie notatki. Muszę przyznać, że jestem pełna podziwu, nie tylko dla samej siebie za pracowitość :P, ale też dla neurochirurgów. W życiu nie byłabym w stanie nauczyć się neuroanatomii na takim poziomie, na jakim zapewne oni muszą. Dla mnie to co my tutaj mamy, to już jakiś kosmos... i zdecydowanie wiedza w tym zakresie mi wystarczy ;) Co nie zmianie faktu, że cholerka ciekawe to jest. Serio zainteresowało mnie, ale jest zbyt skomplikowane, bym miała się bardziej w to zagłębiać. Aż takich ambicji to ja nie mam.
No i tym oto sposobem oddając się błogiemu lenistwu żegnam się z Wami. Pa!

niedziela, 11 marca 2012

Fizjologia pokonana!

Muszę się pochwalić, ponieważ dobiega końca tydzień obfitujący w dość ważne dla mnie sukcesy. Pierwszym z nich i najważniejszym jest fakt, że uporałam się w końcu z zaległościami z fizjologii, obyło się bez komisa i tym samym I semestr mogę uznać za zamknięty (chociaż jego dopełnieniem będzie jeszcze wpis w indeksie) :) Drugim natomiast udana moja pierwsza próba pobrania krwi. Jeszcze trochę i tak pokocham iniekcje, że nawet wkłucia dożylne będą mi niestraszne :P
Poza tym mieliśmy w tym tygodniu okazję przekonać się jak tak naprawdę wyglądają zajęcia z pedagogiki, o której co nieco już wcześniej słyszeliśmy. Powiem... tzn. napiszę tylko jedno - babka ma zdecydowanie nierówno pod sufitem i już się jej boję. Były też pierwsze ćwiczenia z farmakologii, a gościa teksty po prostu powalające. Przykład: "piznąć w dupę szczeniaka..." - to w odniesieniu do tematu ADHD oraz takie typu "...i szkodzi na oko, głowę, na penisa". Krótko mówiąc - wesoło ;)
Ostatecznie koło z anatomii zaliczyłam, a z POPu przełożyłyśmy na przyszły tydzień, więc wypadałoby się dobrze do niego przygotować. Żeby tak kolorowo nie było, to oprócz tego mamy jeszcze kolokwium z fizjologii. Tak, to byłoby zbyt piękne gdybym mogła sobie choć trochę od tego przedmiotu odpocząć. No i oczywiście jeszcze teraz siedzę i tworzę pracę z samokształcenia, bo w ciągu minionego tygodnia praktycznie nic w ich kierunku nie zrobiłam. Z POPu już kończę, za to z technik jestem daleko w polu. A tak w razie gdyby mi się nudziło i nie miałabym na co spożytkować nadmiar wolnego czasu, to pani z parazytologii się już o to zatroszczyła i wpadła na genialny pomysł, że na wtorek mamy przynieść zeszyty z rysunkami preparatów, które oglądaliśmy pod mikroskopem. Muszę coś wykombinować żeby to zaliczyć, tylko jeszcze nie jestem tak do końca pewna co ;P W chwili obecnej mam jednak ważniejsze sprawy na głowie, więc parazytki schodzą na dalszy plan, a ja biorę się dalej za to samokształcenie :)

sobota, 3 marca 2012

Iniekcje

... tak, właśnie pod tym hasłem minął mi ostatni tydzień. W końcu w mej studenckiej karierze nadszedł moment na to, czego się najbardziej idąc na te studia obawiałam. Wręcz byłam skłonna właśnie przez to wybrać inny kierunek, ale ostatecznie się jednak opanowałam i postanowiłam stawić czoła temu co chcąc nie chcąc miało mnie czekać.
Niby nie taki diabeł straszny jak go malują i moją pierwszą iniekcję śródskórną oraz domięśniową wykonałam bez większego problemu, ale przede mną jeszcze najgorsze - iniekcja dożylna. Zobaczymy co z tego wyjdzie. O ile w ogóle do tego dojdzie, bo kochana pani położna postawiła warunek, że aby móc na jej zajęciach robić iniekcje trzeba zdać wejściówkę ze wstrzyknięć na 5. Natomiast żeby móc wykonywać je na zajęciach w szpitalu, to z wyjściówki z POPu trzeba mieć co najmniej 4+. Zupełnie jakby teoria była ważniejsza od praktyki. Nie wiem, może ja się nie znam, ale wydaje mi się, że lepiej jak ma się możliwość podczas studiów na zdobycie wprawy i doświadczenia niż jakby się miało dopiero po ich skończeniu wszystkiego w praktyce uczyć. Moim zdaniem tak byłoby przynajmniej bezpieczniej dla pacjentów, ale jak widać ta pani ma chyba inne zdanie na ten temat i nie pozostaje nam nic innego jak tylko wziąć się ostro za naukę. Szkoda tylko, że na tą naukę za wiele czasu nie ma, bo w poniedziałek mam poprawkę z fizjologii, we wtorek koło z anatomii, a zaliczenie z POPu jest w środę. Jakby tego było mało do 15. marca mamy oddać samokształcenie z POPu i technik, ale jeszcze w przyszłym tygodniu pokazać wstępny zarys tego z technik. Tym sposobem dzisiejszy dzień rozpoczęłam (nie licząc zmiany pościeli i zrobienia prania) od wizyty w bibliotece, która jeśli chodzi o to samokształcenie z technik zbyt wiele mi nie pomogła. Dobrze, że chociaż na POP i mikrobiologię udało mi się jakieś wiadomości znaleźć :)
Swoją drogą ten tydzień należał do kolejnych hardcorowych i już w środę po tym jak położyłam się o 2:00, a wstałam o 5:00 mój organizm w połowie dnia zaczął odmawiać posłuszeństwa, więc myślałam, że do piątku to już w ogóle nie będę kontaktować, ale jakoś dotrwałam do tego dnia w całkiem przyzwoitym stanie. Tak się zastanawiam, jak można uczyć się nie zarywając nocy w momencie, gdy wraca się do domu o 20-21, a następnego dnia zaczyna się zajęcia o 7:30... No chyba się tak nie da. Sama się sobie dziwię, że jeszcze daję radę przy takim stylu życia funkcjonować :P Jednak jak człowiek musi to potrafi ;D No i tym optymistycznym akcentem kończę swoje dzisiejsze wywody, bo książka z anatomii się tutaj do mnie ukradkiem uśmiecha.