czwartek, 20 września 2012

I rok w pigułce.

Witam, witam i (z drobnym opóźnieniem) ogłaszam, że zdałam!!! Dziękuję tym, którzy trzymali za mnie kciuki, bo na pewno się przydały. A w związku z tym, że pierwszy rok przechodzi do historii i myślami rozpoczynam już drugi, to postanowiłam tą notkę poświęcić temu, co już w swojej studenckiej karierze przeżyłam. Mam zamiar przedstawić to skrótowo, ale chyba zdążyliście już zauważyć jak moje posty wyglądają, więc wiecie czego możecie się spodziewać ;p

Żeby jakoś to ogarnąć, to po kolei, alfabetycznie opiszę krótko wszystkie przedmioty, które miałam na pierwszym roku i ponownie zaznaczam, że na każdej uczelni może wyglądać to trochę inaczej. Chcę tylko by osoby, które są zainteresowane położnictwem miały chociaż jako taki zarys jak to wszystko wygląda. A przy okazji też sama może kiedyś, jak już pierwszy rok będzie dla mnie nieco dalszą przeszłością, wygrzebię ten post i przypomnę sobie jak to było.

No to zaczynamy...

Anatomia
Świetne wykłady, zdecydowanie moje ulubione, pomijając fakt, że niejednokrotnie przekonywałam się na nich jaka to ja jestem "zielona". Na ćwiczeniach prosektorium - bezpośredni kontakt z ludzkim, ale jednak martwym ciałem i wszelkimi jego zakątkami. Zajęcia niezwykle ciekawe, na których dowiadywaliśmy się rzeczy, o których wcześniej nie mieliśmy w ogóle pojęcia. Niestety przedmiot niełatwy, liczne wejściówki (również obejmujące materiał, który jeszcze nie był przerabiany), kolokwia, poprawy, a wszystko to podsumowane egzaminem z całego roku.
Trochę więcej o tym przedmiocie napisałam tutaj.

Badania fizykalne
Dla mnie przedmiot niezwykle stresujący. Nie tylko trzeba było być na ćwiczeniach z niego skupionym, ale też przygotowanym i to szczegółowo z materiału, który już został przerobiony oraz omawiany miał być dopiero na tych konkretnych zajęciach. Modliłam się żeby już się skończył, co nie zmienia faktu, że był ciekawy, można było nieco bardziej zagłębić się w medycynę, ale no właśnie - uczyliśmy się na nim w większości rzeczy, którymi tak naprawdę zajmuje się lekarz, a wymagania były w stosunku do nas ogromne.

Biochemia
Przedmiot niezbyt szczegółowo omawiany. Głównie teoria, w tym również przygotowywane przez nas prezentacje i jedne zajęcia, na których przeprowadzaliśmy doświadczenia. To wszystko posumowane dość trudnym testem.

Biofizyka
Wykłady - jedna wielka niewiadoma. Ćwiczenia - w zasadzie nikt ich nie prowadził, tylko sami w dwuosobowych grupach wykonywaliśmy zadania, które aby zaliczyć cały przedmiot musieliśmy wykonać dobrze. Trochę czarna magia, no bo jak niby rozwiązać zadania jak nie ma się pojęcia jak w ogóle obsługuje się dane urządzenie, przy pomocy którego ma coś tam zostać obliczone, naszkicowane, wywnioskowane, ale jakoś trzeba było samemu do tego dojść lub też liczyć na pomoc koleżanek.

Embriologia
Krótko mówiąc przedmiot umożliwiający lepsze zrozumienie tego jak powstaje nowy organizm, jak wygląda jego rozwój w łonie matki. Takie przeniesienie się do świata, którego nie ma możliwości obserwowania gołym okiem i którego nikt z nas nie pamięta, mimo że sam przez to przechodził. Mieliśmy z niego wejściówki i na koniec pisemne zaliczenie.

Farmakologia
Hmm... Przedmiot, o którym nie wiem co napisać xD Tak naprawdę chyba trochę inaczej go sobie wyobrażałam. Myślałam, że będziemy poznawać leki związane z naszym zawodem, których znajomość nam się przyda, a tymczasem mieliśmy różne tematy takie bardziej ogólne i nie wydaje mi się żebym coś konkretnego z tego przedmiotu wyniosła. Na koniec mieliśmy pisemne zaliczenie.

Filozofia i etyka zawodu położnej
Przedmiot obszerny, z którego mieliśmy dużo zajęć. Do tej pory nie pojmuję czemu aż tak dużo, bo wynudziłam się na nim jak na żadnym innym, a tak naprawdę niczego konkretnego się nie dowiedziałam. Jedyne co do mnie dotarło to, że o wszystko można zapytać, ale na nic nie można znaleźć konkretnej odpowiedzi i ogółem nasze życie to jedna wielka zagadka.

Fizjologia
Koszmar, który ciągnął się za mną przez cały rok. Przedmiot, na którym siedziałam z wytrzeszczonymi gałami i w myślach zadawałam sobie pytanie "O co chodzi???". Zajęcia, z których wychodziłam bardziej "zielona" niż w momencie, gdy na nie wchodziłam. Kolokwia, kolokwia i jeszcze raz kolokwia. Ciągłe poprawy. Porażka za porażką od czasu do czasu przerywana zaliczeniem. Coś co na pewno długo będę wspominać. A tak krótko mówiąc, to po prostu przedmiot wymagający myślenia, łączenia faktów ze sobą, a przy okazji też znajomości anatomii. Ciekawy, nie da się ukryć, bo jednak obrazujący funkcjonowanie ludzkiego organizmu, ale trudny.

Genetyka
Kolejny ciekawy przedmiot. Na pewno obszerniej omawiany niż na lekcjach biologii w szkole średniej. Możliwość zagłębienia się w niektóre choroby, poznania ich przyczyn, objawów. Zaliczenie cholernie trudne, mimo że się dość solidnie uczyłam i przejrzałam giełdy, to jak dostałam arkusz z testem miałam wrażenie, że o niektórych rzeczach nigdy wcześniej nie słyszałam/nie czytałam. Jakimś cudem w pierwszym terminie zaliczyłam, ale zdecydowanie było w tym więcej szczęścia niż mojej wiedzy.

Mikrobiologia
Takie troszkę przybliżenie się do pracy w laboratorium. M.in. możliwość sprawdzenia czy ma się gronkowca :P Zaliczenie na podstawie zadań rozwiązywanych na ćwiczeniach. Przedmiot dość lekki i przyjemny.

Parazytologia
Przedmiot w całości poświęcony pasożytom. Ich cykle rozwojowe, objawy chorób, które wywołują, profilaktyka, leczenie. Poza teorią, obserwowaliśmy preparaty pod mikroskopem, a obraz który wyłapaliśmy trzeba było narysować. Zaliczenie w formie testu, obowiązkowa znajomość nazw łacińskich wszystkich omawianych pasożytów. Moim zdaniem przedmiot, bez którego można by się obyć. O ile jeszcze znajomość tasiemca, glisty ludzkiej czy rzęsistka pochwowego może nam się przydać o tyle szczegółowe omawianie jakichś afrykańskich pasożytów wydaje mi się zbędne. A poza tym ta łacina...

Patofizjologia
Dla mnie przedmiot ciekawy, na którym omawiane były poszczególne choroby, takie chyba najczęściej spotykające ludzi. Nie mam do niego większych zastrzeżeń. Zaliczenie na ocenę na podstawie kilku pytań opisowych.

Pedagogika
Do samego przedmiotu za bardzo odnieść się nie mogę, ponieważ głównie skupiał się on u nas na osobie go prowadzącej. Cyrk, komedia i hardcore w jednym, a wszystko to zakończone egzaminem... niełatwym do zaliczenia egzaminem.

Promocja zdrowia
Przedmiot prowadzony w taki sposób, że do tej pory jego sensu nie zrozumiałam, ale domyślam się, że mieliśmy nauczyć się na nim jak powinien wyglądać zdrowy styl życia, że ważna jest profilaktyka i że jako przedstawiciele służby zdrowia powinniśmy to wszystko promować. M.in. w ramach zajęć praktycznych przeprowadzałyśmy w szpitalu ankiety z pacjentami.

Psychologia
Przedmiot, który może się przydać do lepszego nawiązania kontaktu z pacjentem, do bardziej umiejętnego podejścia do niego. Nie powiem, że zbędny, ale przeze mnie niezbyt lubiany. Dużo na nim dyskutowaliśmy i staraliśmy utożsamić się z jakimiś przykładowymi sytuacjami. Na koniec ćwiczeń pisemne zaliczenie, sporo pytań, wszystko opisowe, ale też wszystko to co było omawiane na zajęciach. Na koniec wykładów natomiast egzamin, również opisowy, ale oparty jednak trochę bardziej na fantazjowaniu, połączeniu tego, co się na tych wykładach dowiedzieliśmy w jedną całość niż konkretnej wiedzy.

Socjologia
Kolejny przedmiot skupiający się przede wszystkim na dyskusji, zdecydowanie nawiązujący jednak do sytuacji, wydarzeń, z którymi może spotkać się położna, które są w jakimś stopniu z tym zawodem związane. Dość miło spędzony, chociaż do najciekawszych bym go nie zaliczyła. Na koniec zaliczenie bazujące na zdobytej na zajęciach wiedzy oraz własnych przemyśleniach. Ocena wystawiana na podstawie tego pisemnego zaliczenia, prezentacji oraz frekwencji na ćwiczeniach.

Pominęłam w-f i język obcy, bo chyba nie ma sensu za wiele o nich pisać, a także podstawy opieki położniczej oraz techniki położnicze i prowadzenie porodu, ponieważ te przedmioty dalej będą kontynuowane i o nich byłoby bardzo dużo do napisania, więc jak już to poświęcę im kiedyś osobną notkę albo przynajmniej stopniowo będę Was w nie zagłębiać.
To co też zmywało mi sen z powiek, a za wiele o tym nie wspomniałam, to prezentacje, całe mnóstwo prezentacji, które musieliśmy przygotować samemu albo w grupach i które obowiązywały nas prawie na każdym przedmiocie. Na zajęciach z informatyki czy technologii informacyjnej w szkole nie miałam tyle do czynienia z Power pointem co podczas tych dziewięciu miesięcy studiów. No bo właśnie... poza tym, co robimy na wykładach, ćwiczeniach, seminariach, zajęciach praktycznych i praktykach zawodowych obowiązuje nas jeszcze samokształcenie - coś co jak sama nazwa wskazuje opiera się na samodzielnej pracy, często właśnie poza godzinami zajęć.

Podsumowując, ten rok na pewno nie był łatwy, na pewno wymagał wiele poświęcenia i spodziewam się, że kolejny rok wcale nie będzie łatwiejszy, ale przynajmniej będziemy mieć trochę mniej przedmiotów, wszystkie bardziej kierunkowe, więc myślę, że łatwiej będzie to ogarnąć ;p

Mówiłam, że będzie w skrócie? Tak, to jest właśnie mój post obejmujący treści w pigułce xD

sobota, 1 września 2012

Porodówka wita studentów.

Zamierzałam opublikować kolejnego posta dopiero po zakończeniu sesji poprawkowej, ale że blog cieszy się coraz większym zainteresowaniem i mam o czym pisać, ponieważ sami podrzucacie mi tematy, to zdecydowałam się jednak napisać już teraz :) A co tam, nauka nie zając, nie ucieknie :P Gorzej jak możliwość poprawy mi ucieknie, ale miejmy nadzieję, że o to akurat martwić się nie będę musiała.

Na początek kilka słów o stosunku uczelni i szpitala do studenta położnictwa. Jak to często w życiu bywa są wśród nas równi i równiejsi, a my nie mamy na to większego wpływu. Przykład podany w jednym z komentarzy pod poprzednią notką niestety się sprawdza. Obcokrajowcom studiującym w Polsce przysługują pewne przywileje, które zdecydowanie ułatwiają im tutejszą naukę. Przede wszystkim od nich nie wymaga się tyle co od Polaków. U mnie na roku nie ma akurat żadnego obcokrajowca, więc nie mogę tak zupełnie z własnego doświadczenia się na ten temat wypowiedzieć, ale słyszałam np. z opowieści moich koleżanek o Turku, który studiował z nimi na roku i nawet nie umiał się dobrze porozumieć ani po polsku ani po angielsku, ale jakoś wszystko zaliczał. Podobnie ma się sprawa jeśli chodzi o przydział miejsca w akademiku - w pierwszej kolejności brani są pod uwagę obcokrajowcy, to oni dostają lepszy akademik i lepszy pokój. Jest też coś takiego, że studenci medycyny przewyższają studentów innych kierunków. U nas szczególnie odbija się to na planie zajęć, który układany jest pod kierunek lekarski, w rezultacie czego my mamy zajęcia o najbardziej nieprzyzwoitych godzinach, jak np. w piątek do 21, bo po prostu jesteśmy wciskani w te wolne godziny, które pozostaną. W szpitalu szczerze mówiąc nie zauważyłam jakiegoś szczególnego podziału na "klasy", bardziej jest on tworzony przez samych studentów. Inną sprawą jest to, że nie każdy szpital, nie każdy lekarz, nie każda położna, jak też nie każdy pacjent jest przychylnie nastawiony do studenta, ale to już raczej sprawa indywidualna danej osoby.

Otrzymałam też pytania dotyczące pierwszego porodu, w którym brałam udział. Ja akurat miałam okazję dosyć szybko przekonać się na żywo jak to wszystko tak naprawdę wygląda, bo już w pierwszym semestrze, bodajże w grudniu, ale niektórzy musieli na to poczekać dopiero do praktyk wakacyjnych. No nie ukrywam, że było to dla mnie ogromnym przeżyciem i na pewno pozostanie w mojej pamięci jako coś niesamowitego. Byłam przerażona, bo zostawili mnie samą w sali z rodzącą, której skurcze z minuty na minutę się nasilały i miałam jej pilnować, a w razie potrzeby wołać położną. Serce waliło mi jak oszalałe, bo nie dość, że pierwszy raz byłam w takiej sytuacji, to jeszcze zdawałam sobie sprawę z tego, że moja wiedza na temat porodu w tamtym czasie była naprawdę znikoma i kompletnie nie wiedziałabym co robić gdyby nagle coś nieprzewidzianego zaczęło się dziać. No stresu co nie miara, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Położna przyszła na czas, dzieciątko urodziło się zdrowe, rodzice szczęśliwi, a mój stan emocjonalny powoli wrócił do normy. Teraz każdy kolejny poród też jest dla mnie przeżyciem, ale na pewno trochę mniejszym, bo przynajmniej wiem już czego mogę się spodziewać, a i moja wiedza jest na nieco wyższym poziomie. Mnie akurat praktyki na porodówce nie zniechęciły, dały jedynie do zrozumienia jak wielką odpowiedzialnością obarczona jest położna, ale na pewno są osoby, które po tego typu wydarzeniach rezygnują z kształcenia się w tym kierunku. U mnie na roku jakieś dziewczyny zrezygnowały po pierwszym dniu praktyk, z tym że one chyba akurat nie miały ich na porodówce. Być może doszły do wniosku, że po prostu do pracy w szpitalu się nie nadają albo nie wytrzymały psychicznie jakichś uwag naszych asystentek... nie wiem czym było to spowodowane.
No i to by chyba na dzisiaj było tyle, mam nadzieję, że niczego istotnego nie pominęłam ;)

W najbliższym czasie skupiam się przede wszystkim na egzaminach, także w przyszłym tygodniu raczej się nie odezwę. Jakby się komuś nudziło to może za mnie potrzymać kciuki, a i modlitwa też nie zaszkodzi. Wyjścia są dwa - albo następnego posta napiszę jako jeszcze studentka albo jako już nie studentka, tak więc każdy rodzaj wsparcia mi się przyda.

Pozdrawiam.