Witajcie! Pojawiły się pierwsze komentarze na blogu, więc jak już wiem, że ktoś tutaj zagląda to postaram się coś czasem napisać ;) Dostałam kilka pytań odnośnie studiów, także już się biorę za odpowiadanie na nie.
Czy chciałam iść na medycynę? Nie, a przynajmniej nigdy tak na poważnie o tym nie myślałam. Jakieś tam myśli o tym krążyły mi po głowie w dzieciństwie, a nawet podczas sesji zimowej po pierwszym semestrze położnictwa, kiedy to zdałam sobie sprawę, że niejednokrotnie wymagają od nas tego samego co od kierunku lekarskiego i wcale tutaj nie jest tak łatwo i przyjemnie, ale to było tylko takie chwilowe, bo w rzeczywistości nie wyobrażam sobie siebie na medycynie. Nie mogę też powiedzieć, że położnictwo było moim marzeniem od zawsze, bo nie było, pomysł ten zrodził mi się dopiero w szkole średniej. Mimo wszystko nie żałuję swojego wyboru i w tej chwili gdzie indziej siebie nie widzę ;)
Co do przedmiotów... Nie wiem tak dokładnie jakie są na I roku lekarskiego, ale wiem, że jest ich mniej niż na położnictwie i również godzinowo my mamy zdecydowanie większy natłok zajęć. Na lekarskim pierwszy rok to głównie anatomia, z której na medycynie rzeczywiście dużo wymagają. Więcej niż od nas, bo my chociażby nie mamy szpilek, zaliczenie jest tylko z teorii, mimo że zajęcia w prosektorium na zwłokach czy poszczególnych narządach mamy i też łacinę wystarczy, że tylko tak pobieżnie umiemy. Bochenek raczej potrzebny nam nie jest, ja go nigdy nawet w swoich rękach nie miałam. W każdym razie na początku i tak byłam trochę zaskoczona tym, że wymagają od nas tak dużo, bo tak naprawdę musimy mieć wiedzę z wszystkich działów anatomii na podobnym poziomie. Tymczasem mi się wydawało, że głównie będą się u nas skupiać na budowie narządów rodnych kobiety, a pozostałe działy omówią tylko tak pobieżnie. Otóż nie, z tego co pamiętam z układu rozrodczego żeńskiego mieliśmy tylko jedne ćwiczenia, a poza tym prawie cały drugi semestr to była neuroanatomia. Chyba jedyne co mieliśmy dodatkowo tak w naszym kierunku to były jedne ćwiczenia dotyczące budowy miednicy. Jeśli chodzi o inne przedmioty, to też każda uczelnia ma pewnie trochę inaczej to ustalone, z resztą nawet rocznik, który teraz będzie zaczynał będzie miał na pierwszym roku trochę inne przedmioty niż ja miałam. W każdym razie u mnie wyglądało to tak, że poza anatomią miałam jeszcze fizjologię, biochemię, biofizykę, genetykę, embriologię, parazytologię, farmakologię, mikrobiologię, patofizjologię, badania fizykalne, promocję zdrowia, filozofię i etykę zawodu położnej, psychologię, socjologię, pedagogikę, które po pierwszym czy drugim semestrze się skończyły, a kontynuowane będą jeszcze podstawy opieki położniczej oraz techniki położnicze i prowadzenie porodu, czyli nasze typowo kierunkowe przedmioty. Jak tak wymieniłam te wszystkie przedmioty, to dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego ile już za mną, przez ile przedmiotów przebrnęłam... :o Szok.
Było jeszcze pytanie dotyczące nauki i nie ukrywam, że jest jej dużo. Oczywiście z jednych przedmiotów wymagają od nas więcej z innych mniej, a i zależy też na jakiego asystenta się trafi, ale bez nauki raczej pomyślnie ukończyć tych studiów się nie da. Niestety tutaj trzeba się wykazać wiedzą. Czasem jest bardzo ciężko i przychodzą chwile załamania, szczególnie jak się przygotowuje do jakiegoś zaliczenia, naprawdę się uczy, a ostatecznie wcale to nie owocuje i dostaje się 2. Ale też chodzi o to żeby się tymi porażkami nie zniechęcać i walczyć do końca, bo na pewno nie są to studia, których nie da się ukończyć. Tym co zdecydowanie utrudnia tutaj dobre przygotowanie się do wejściówek, kolokwiów, egzaminów jest czas wolny, który na tych studiach jest bardzo ograniczony. Mi osobiście zdarzało się, że wychodziłam z domu na zajęcia o 6:30, a wracałam po 20, jadłam kolację, brałam kąpiel i siadałam do książek, notatek, bo na następny dzień czekało mnie jakieś zaliczenie, czasem nawet kilka. Tym sposobem siedziałam do ok. 1 w nocy, a następnego dnia znowu przed 6 pobudka i jazda na zajęcia. Niekiedy to normalnie czuje się na tych studiach jak na jakimś maratonie. Poza tym rozmawiałam na praktykach z pewną lekarką, która mówiła, że najpierw zrobiła magisterkę z położnictwa, a później poszła na lekarski i jej zdaniem na położnictwie miała więcej nauki. Nie wiem ile w tym prawdy, ale zdecydowanie na położnictwie jest większy natłok zajęć. Kiedyś nawet tak z ciekawości sobie obliczyłam, że do ilości godzin, które my w sumie musimy przerobić w ciągu trzech lat na lekarskim dochodzą dopiero na piątym roku.
Tak się rozpisałam, że nie wiem czy komukolwiek będzie chciało się to wszystko czytać :D Ale mam nadzieję, że chociaż w jakimś stopniu rozwikłałam pewne niejasności.
Tymczasem... Trzeba się wziąć w końcu do roboty, bo egzaminy wielkimi krokami się zbliżają, a ja wciąż daleko w polu i stale wymyślałam sobie jakieś zajęcie żeby tylko przypadkiem za bardzo się tą nauką nie przemęczyć :P